Spóźnione, ale szczere, podziękowania dla wszystkich, którzy wybrali się na spotkania, prelekcje, pogadanki, pokazywanki, rysowanki, wyszywanki i inne warsztaty, które prowadziłem (lub współprowadziłem, o czym poniżej) w Krakowie, Augustowie i Rabce-Zdroju! Po kolei zatem:
1. Festiwal Literatury dla Dzieci w Krakowie i warsztaty z rysowania leśnych stworzeń, małych i dużych (i tych wielkich też), 11 czerwca 2016. Strasznie spodobało mi się nowocześnie urządzone Muzeum Etnograficzne, w którym miałem przyjemność prowadzić warsztaty rysunkowe. Wszyscy świetnie sobie poradzili z rysowaniem żubrów, wiewiórek, lisów, wilków, dodatkowo narysowaliśmy las pełen różnych gatunków drzew (czyli, jak powiedzieliby fachowcy, las nieźle zamieszany). Różowe dziki i fioletowe jelenie? Były, bo niby dlaczego nie?
Autorem zdjęć jest Dawid Prząda.
2. Spotkania pod chmurką w Augustowie, 25 czerwca 2016. Podobnie jak w zeszłym roku, było przesympatycznie, za sprawą organizatorów (przemiła Pani Honorata i Pan Piotr, nota bene prezes Bractwa Bartnego), pogody i świetnego miejsca spotkania – błonia nad rzeką Nettą. Miło było spotkać Zosię Stanecką i Mariannę Oklejak (czyli autorki „Basi”), problem w tym, ze swoimi warsztatami tak wysoko podniosły poprzeczkę, że ja potem się musiałem gimnastykować jak dżdżownica, którą ktoś pomylił ze sznurówką. Uczyłem dzieci kolejności planet, prosiłem o wymyślanie Pikotkowych piktogramów, czytaliśmy wspólnie „Ryjówkę przeznaczenia” z wykorzystaniem tekturowych pacynek (Dobrzyk natychmiast uciekł do stoiska z ciasteczkami)... Surowe marchewki też były do pochrupania, ale i tak serca wszystkich skradło przygotowane przez organizatorów ciasto marchewkowe.
Autorką zdjęć jest Sylwia Piekarska.
A te zdjęcia zrobił Sebastian Domżalski.
3. Festiwal Literatury Dziecięcej w Rabce Zdroju, 7-10 lipca 2016. Tu, proszę państwa, już nie było żartów. Wyprawy z moją rodziną w góry, zdobywanie kolejnych szczytów (i bohaterskie zmagania z talerzami placków ziemniaczanych w schroniskach), a dodatkowo spotkania i warsztaty. Razem z panią Agatą Stasik (proszę rzucić okiem na piękne zabawki, które szyje) szyliśmy Pikotka (haha, to nie do końca tak – ja się plątałem pod nogami i przeszkadzałem, szyciem zajmowała się pani Agata i dzieci). Z grupą komiksowo zaawansowanych nastolatków tworzyliśmy bohaterów (wróżka ze stopą w rozmiarze 48, giętki kleks, pomidor-sportowiec, by wymienić kilku) i pakowaliśmy ich w tarapaty w jednostronicowej opowieści. Z kolei z młodszymi adeptami kredki i flamastra rysowaliśmy najdłuższy las Europy – udało się, na oko miał 165 metrów, choć mogło to być i 233, nie jestem pewien. Miałem również przyjemność opowiadać dorosłej publiczności o tym, czy komiks jest literaturą (jest!), wreszcie spotkać się w sali kinowej z miłośnikami Pompika. Szaleństwo? A i owszem, ale jakże pozytywne! Rabka nas zauroczyła, polecamy ją wszystkim jako kierunek wakacyjnych wypraw, zwłaszcza, że na płocie amfiteatru nadal można obejrzeć wydrukowane w powiększeniu plansze Pikotka!
Zdjęcia tym razem moje!
A te zdjęcia dostałem od organizatorki festiwalu, niestrudzonej Pani Iwony Haberny!
A te tutaj zrobił Maciek Wacławik!
Znalezione w szufladzie Tomka Samojlika. Found in Tomek Samojlik's drawer.
poniedziałek, 18 lipca 2016
piątek, 3 czerwca 2016
Wiosenny raport zza sterty (papierów)
Dziwnym zrządzeniem losu w tym roku udało mi się zdążyć na Warszawskie Targi Książki z trzema premierami książek i komiksów:
1. „To nie jest las dla starych wilków” (wydawnictwo Kultura Gniewu) to zbiór osiemnastu krótszych i dłuższych komiksów przedstawiających życie różnych zwierząt leśnych – od małych smużek, przez wiewiórki, jeże, borsuki, wilki, aż do największych w naszych lasach żubrów. Historie te powstawały w ciągu ostatnich kilku lat na potrzeby różnych czasopism („Echa Leśne”, „Biceps”) i wydawnictw, a część pochodzi wprost z mojej szuflady. Podobnie jak w przypadku poprzednich moich komiksów starałem się tu przemycić sporo wiedzy przyrodniczej (w czym zresztą bardzo mi pomaga para dżdżownic występująca przed poszczególnymi rozdziałami i komentująca ukazane w nich wydarzenia). Komiks nadaje się dla czytelników w każdym wieku, najpewniej jednak najwięcej radości będą miały z niego dzieci.
2. „Pikotek chce być odkryty” (wydawnictwo Widnokrąg) to jedna z najdziwniejszych książek, które udało mi się zrobić. Opowiada historię nieistniejącego zwierzaka – Pikotka, który pewnego dnia wychodzi z norki w środku lasu i wyrusza w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kim właściwie jest. Poza perypetiami Pikotka czytelnicy mogą śledzić losy dwunastu innych mieszkańców lasu. I co w tym wszystkim dziwnego? Dwie rzeczy – pierwsza (rzucająca się w oczy zaraz przy kontakcie z książką) to fakt, że Pikotek to leporello, harmonijka złożona z jednego, długiego, sześcioipółmetrowego obrazka. Można Pikotka czytać jak zwykłą książkę, można też rozłożyć go na podłodze i śledzić leśne perypetie bohaterów na leżąco/czworakująco/pełzająco. Druga niezwykła rzecz to sposób komunikacji bohaterów w tej książce. Choć jest tu mnóstwo dymków komiksowych, nie ma w nich tekstów, tylko piktogramy – uproszczone obrazki, za pomocą których zwierzęta rozmawiają ze sobą, wyrażają swoje pragnienia, cele i obawy. Znajomość literek nie jest tu zatem warunkiem koniecznym do czerpania przyjemności z lektury.
3. „Misja kosmos. Międzygwiezdna podróż Voyagera” (wydawnictwo Wilga) to z kolei wyraz moich fascynacji tematyką astronomiczną. W tej książce (a ściślej rzecz biorąc – picturebooku), wydanej na solidnej tekturze, prześledziłem losy bliźniaczych sond Voyager wysłanych w 1977 roku z misją zbadania Układu Słonecznego – start, przeloty obok kolejnych planet, odkrycia, słynny ostatni rzut oka (kamery) na Ziemię i zdjęcie „błękitnej kropki”... Wszystko to w humorystycznej konwencji, łączącej naukowe opisy obserwowanych przez sondy zjawisk z gadulstwem planet, komet i samych sond.
1. „To nie jest las dla starych wilków” (wydawnictwo Kultura Gniewu) to zbiór osiemnastu krótszych i dłuższych komiksów przedstawiających życie różnych zwierząt leśnych – od małych smużek, przez wiewiórki, jeże, borsuki, wilki, aż do największych w naszych lasach żubrów. Historie te powstawały w ciągu ostatnich kilku lat na potrzeby różnych czasopism („Echa Leśne”, „Biceps”) i wydawnictw, a część pochodzi wprost z mojej szuflady. Podobnie jak w przypadku poprzednich moich komiksów starałem się tu przemycić sporo wiedzy przyrodniczej (w czym zresztą bardzo mi pomaga para dżdżownic występująca przed poszczególnymi rozdziałami i komentująca ukazane w nich wydarzenia). Komiks nadaje się dla czytelników w każdym wieku, najpewniej jednak najwięcej radości będą miały z niego dzieci.
2. „Pikotek chce być odkryty” (wydawnictwo Widnokrąg) to jedna z najdziwniejszych książek, które udało mi się zrobić. Opowiada historię nieistniejącego zwierzaka – Pikotka, który pewnego dnia wychodzi z norki w środku lasu i wyrusza w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, kim właściwie jest. Poza perypetiami Pikotka czytelnicy mogą śledzić losy dwunastu innych mieszkańców lasu. I co w tym wszystkim dziwnego? Dwie rzeczy – pierwsza (rzucająca się w oczy zaraz przy kontakcie z książką) to fakt, że Pikotek to leporello, harmonijka złożona z jednego, długiego, sześcioipółmetrowego obrazka. Można Pikotka czytać jak zwykłą książkę, można też rozłożyć go na podłodze i śledzić leśne perypetie bohaterów na leżąco/czworakująco/pełzająco. Druga niezwykła rzecz to sposób komunikacji bohaterów w tej książce. Choć jest tu mnóstwo dymków komiksowych, nie ma w nich tekstów, tylko piktogramy – uproszczone obrazki, za pomocą których zwierzęta rozmawiają ze sobą, wyrażają swoje pragnienia, cele i obawy. Znajomość literek nie jest tu zatem warunkiem koniecznym do czerpania przyjemności z lektury.
3. „Misja kosmos. Międzygwiezdna podróż Voyagera” (wydawnictwo Wilga) to z kolei wyraz moich fascynacji tematyką astronomiczną. W tej książce (a ściślej rzecz biorąc – picturebooku), wydanej na solidnej tekturze, prześledziłem losy bliźniaczych sond Voyager wysłanych w 1977 roku z misją zbadania Układu Słonecznego – start, przeloty obok kolejnych planet, odkrycia, słynny ostatni rzut oka (kamery) na Ziemię i zdjęcie „błękitnej kropki”... Wszystko to w humorystycznej konwencji, łączącej naukowe opisy obserwowanych przez sondy zjawisk z gadulstwem planet, komet i samych sond.
Subskrybuj:
Posty (Atom)